Data: 22-06-2008
Dokuczliwy upał, stada uganiających się za nami much i jedna z dłuższych tras to w skrócie przebieg naszego już piątego wypadu w tym sezonie. Ale po kolei. Wyruszyliśmy w trzech, około godziny 9 rano spod zamku Kamieniec w Odrzykoniu ruszyliśmy w kierunku Strzyżowa szlakiem zielonym. Pełni optymizmu i werwy orzeźwieni naszą stałą "odżywką dla sportowców" wspięliśmy się na Królewską Górę. Rozgrzana ziemia nie przypominała błotnej mazi jaka dopadła nas dwa tygodnie temu. Nasze jeszcze dość świeże siły po rozgrzewce i jasne umysły pozwoliły na ułożenie rymowanki i wpis do księgi pamiątkowej na szczycie tej góry. I jazda w kierunku Rzepnika dalej szlakiem niebieskim. W trakcie zjazdu Kris zalicza dość groźnie wyglądający upadek czyli popularnie mówiąc zalicza glebę jeden głupi ruch i wycieczka byłaby skończona dla niego, z pomocą przyszedł Robert, który go wyplątał z roweru :-). Skończyło się na zadrapaniach i poprawie naciągu linki hamulcowej. Podziwiając widoki kierujemy się do Rzepnika. Niestety trochę poplątane szlaki powodują dość częste korzystanie z mapy. Powoli upał robi się coraz większy. Po drodze mijamy rezerwat przyrody Herby gdzie Krzysiek znalazł dość sporych rozmiarów Podciecz. Upał dawał się ostro we znaki i trzeba było regenerować siły gdzie się tylko da. Po opuszczeniu rezerwatu Herby utwardzoną nawierzchnią udaliśmy się w kierunku Strzyżowa. Jazda w palącym słońcu nie pozostawia złudzeń - dzisiaj nie jest lekko, powoli stajemy się cieniami samych siebie, a nasze cienie cieniami cieni ;-). Ale przynajmniej widoczki niezasłaniane przez drzewa rekompensują nam chwilowe niedogodności. W Strzyżowie tylko chwila na zakup wody w sklepie i szlakiem zielonym kierujemy się z powrotem pod zamek. Uff, cień i leśne trakty, to coś co lubimy najbardziej, ale bywało też tak, że nie wiadomo gdzie jechać więc oprócz wskazań map i kompasów, pytaliśmy tubylców o wskazanie drogi. Po około 8 godzinnej wyprawie jesteśmy z powrotem pod zamkiem, opaleni, zmęczeni (oczywiście tylko walką z wszędobylskimi muchami) ale szczęśliwi, że kolejny wyjazd „ku przygodzie” udał się.
Narracja: Kris Zdjęcia znowu z telefonu, gdyż nie było Pana Bolące Kolano (G), a nikomu więcej nie chciało się brać aparatu.
|